Kategorie
SEO

Czym jest depozycjonowanie i jak się przed nim uchronić?

Internet wydaje się stworzony z myślą o nieetycznych praktykach biznesowych. Depozycjonowanie to najbardziej powszechny, choć niechlubny przykład. W poniższym artykule wyjaśnimy, na czym polega ten mechanizm i podamy sposoby jego stosowania. Spokojnie – w tekście udzielimy wskazówek, dzięki którym nie pozostaniecie bezbronni.

Depozycjonowanie, czyli negatywne SEO

Powyższy nagłówek w pewnym sensie odpowiada na pytanie o definicję depozycjonowania. Jednak uściślijmy na wszelki wypadek: jest to odwrotność pozycjonowania, które można określić jako metody zmniejszające obecność waszej marki w Internecie. W dobie ogólnodostępnego Internetu najbardziej pożądanym dobrem stała się uwaga odbiorcy.

Niemal każdy producent czy usługodawca walczy o jak najskuteczniejsze pozycjonowanie, czyli lepszą widoczność w wyszukiwarce. Nic więc dziwnego, że Google stał się areną nie zawsze uczciwej walki o klienta.

Do tego procesu można zaangażować specjalistów. Jednak wpływ na SEO (search engine optimization) Waszej firmy ma każda osoba z dostępem do Internetu. Opinie i recenzje publikowane w Internecie to pozornie pojedyncze głosy. Jednak w większej liczbie mogą przełożyć się na wyniki wyszukiwania.

Depozycjonowanie a monitoring Internetu

Każdy, komu znane są serwisy agregujące recenzje gier i filmów, spotkał się pewnie z pojęciem takim jak review bombing. W skrócie to negatywne opinie masowo zamieszczane przez graczy i widzów najczęściej sprowokowane źle przyjętymi praktykami twórców. Podobne zjawisko może dotknąć każdej branży lub producenta. To nie tylko wpadka PR-owa, ale też mechanizm, który może realnie przełożyć się na wyniki.

Nie od dziś wiadomo, że Google chętniej przyjmuje treści lubiane przez użytkowników. Dlatego polecamy, aby szybko reagować na negatywne wpisy. Jeśli Wasza marka jest już rozpoznawalna, możecie nie nadążyć za liczbą publikacji i recenzji na jej temat. Dlatego dobrym rozwiązaniem są aplikacje służące do monitoringu w Internecie. Takie narzędzia pozwalają na dobór odpowiednich słów kluczowych i segregację wpisów ze względu na źródło np. X (dawniej Twitter), Facebook czy blogi.

Unikatowe treści – metoda na negatywne SEO

Jednym z najpopularniejszych sposobów na depozycjonowanie jest kopiowanie tekstu i zamieszczanie go na innych stronach. Nic dziwnego – Google faworyzuje treści stawiające na oryginalność. W związku z tym im częściej ten sam tekst będzie publikowany w różnych witrynach, boty ocenią taki contetnt jako wtórny i nieatrakcyjny dla czytelników. Osoby, które zajmują się depozycjonowaniem zdają sobie sprawę z podobnych zależności i kopiują artykuły konkurencji na przeznaczonych do tego stronach.

Sprawdź, Jakie studia wybrać? Przyszłościowe kierunki studiów

Wygląd takiej bliźniaczej strony często jest łudząco podobny do oryginału: począwszy od treści i kolejności nagłówków, a na identycznych grafikach skończywszy. W takim razie jaką taktykę powinni obrać uczciwi autorzy? Stronę opartą na plagiacie możecie zgłosić supportowi Google. Warto też postawić na profilaktykę i przed zamieszczeniem artykułu w sieci sprawdzić oryginalność Waszego tekstu. Służą do tego narzędzia antyplagiatowe takie jak, webanaliza.com lub plag.pl. Choć najprostszym sposobem jest skopiowanie większego fragmentu tekstu do przeglądarki. Wyniki wyszukiwania nie kłamią – jeśli Wasz tekst został skopiowany, na pewno od razu zauważycie znajome nagłówki.

Negatywne SEO – podsumowanie

Niezależnie od praktyk, jakie stosują depozycjonerzy, zainwestujcie w reaserch i merytoryczne zaplecze publikacji. Pozostałe przydatne informacje, o których przeczytaliście wyżej, zebraliśmy w punktach.

  • Negatywne opinie mogą spowodować spadek contentu w wynikach wyszukiwania; zwróćcie uwagę na to, jak są formułowane. Możliwe, że są zamieszczane z fake’owych kont;
  • Regularny monitoring Internetu pozwoli szybciej reagować na negatywne opinie;
  • Kopiowanie treści zmniejsza widoczność oryginalnego tekstu. Unikatowość contentu możecie sprawdzić dzięki aplikacjom antyplagiatowym.

Autor tekstu: Szczepan Rybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *